SZTORMGRUPA.PL

sobota, 26 listopada 2016


czas lenistwa minął bezpowrotnie, Wojownik gotowy do drogi, skiper też
nie pozostaje nic innego jak oddać cumy i ruszyć w nieznane...





do zobaczenia na Martynice

rafał

piątek, 25 listopada 2016

Marocco - wieści od Przemka

Wczoraj Przemek oddzwonił do mnie z wybrzeża Maroka
w sumie to miałem nadzieję, że sam podzieli się wrażeniami, ale płynie dalej i tylko potęguje niepokój...

powiedział, że trafił bardzo złe warunki atmosferyczne, przez kilka dni dużo było opadów deszczu i wiał silny wiatr. W trudnych warunkach wypadł za burtę, na szczęście był wpięty do pokładu. niestety wypadając uszkodził rękę i przez półtorej godziny nie mógł wrócić na pokład. rękę raczej mocno przeciążył bo mówi, że boli go, jest spuchnięta, ale może nią ruszać. jak by przeżyć było mało zapaliła się kuchenka gazowa, na szczęście miał gaśnicę pod ręką i szybko ugasił pożar. na całość nakłada się kilka dni deszczu, wszystko na zewnątrz i wewnątrz jest mokre, jest zmęczony i przemoczony. wczoraj wspomniał, że widzi światła Rabatu i marzy tylko o ciepłym śpiworze, ze zmęczenia nie jest już nawet głodny. niska prędkość jest wynikiem wyrzucenie dryf kotwy, wspomniał, że planował wejść do Casablanki, ale warunki nie pozwoliły, dzisiaj nie odbiera telefonu i jak widać na YB zmienił kierunek
powiedział, że Atlantyk go nie chce

pewnie opanował sytuację i wraca do kontynentalnej europy


rafał

środa, 23 listopada 2016

Dobre wieści z Maroka

mimo, iż płyniemy przez Atlantyk w dwóch różnych imprezach i przyświecają nam różne cele w obliczu zagrożenia stanowimy jedność.
Centrum Ratownictwa Morskiego w Gdyni potwierdziło - Marokański SAR w Rabacie nawiązał kontakt radiowy z Sam One Przemka Wosińskiego. Info jest lakoniczne - Przemek jest zdrowy z łódką wszystko dobrze Kapitan zmierza prosto do Casablanki.
pewnie jak dotrze na miejsce i się wyśpi, zdradzi więcej szczegółów

rafał

poniedziałek, 21 listopada 2016

szybki konkurs dla spostrzegawczych

co znajduje się nietypowego w jak najbardziej typowym kadrze dla samotnego żeglarza na Atlantyku?




odpowiedzi można udzielać w komentarzach a najszybsza, prawidłowa odpowiedz będzie nagrodzona butelką karaibskiego rumu

dzisiaj pojawił się przedsmak warunków termicznych w jachcie, jakich spodziewam się w drodze na Martynikę. jest trochę słabiej z wiatrem, zmienił kurs o 180 i nie tak jak wczoraj, dziś wieje od dziobu. wiejący wiatr od rufy wtłaczał powietrze do środka, wyciąg solarny i otwarte okna skutecznie usuwały nadmiar ciepła a w środku było miło i przyjemnie. tym razem słońce, zły kierunek i mała siła wiatru podniosły w środku temperaturę do 32C. za zewnątrz dalej jest jakieś akceptowalne 24C ale w środku trzeba lekko spowalniać ruchy, bo można powieki zalać "słoną wodą"

rafał

piątek, 18 listopada 2016

6 dni i 18 godzin


tyle wystarczyło na pokonanie mitycznych smoków. 

jak nie wiedziałem tak teraz wiem, wniosek pierwszy i najważniejszy nie słuchać kolegów, którzy dysponują takim samym lub mniejszym doświadczeniem.
Ile to było rozważań przez te dwa lata na temat jak, kiedy i w którym miejscu przekroczyć rute. jakie są szanse na przeżycie ile procent zostaje uwzględniając szybkość łódki na uniknięcie zderzenia, wyjść rano, żeby za widnego mieć większą szansę etc.
Tym czasem wyszedłem z Sagres o 16,00 rutę w całości miałem za plecami w okolicy północy i w zasięgu wzroku był słownie jeden statek, który przepłynął dwie mile przede mną. ustawiłem samoster i poszedłem spać. Ogólnie tak właśnie wyglądało sześć dni z tendencją do BEZPIECZNIEJ. Gdybym nie poszerzył do 10 mil pracy Aisa widział bym dwa statki a tak jak coś pikało na wyświetlaczu to ślepiłem, żeby sprawdzić czy aby ustrojstwo się nie myli.
być może statystycznie nie jest to standard, ale jak ktoś zasłużył to tak ma.

Kolejny wniosek i to już głównie osobiście jestem odpowiedzialny, to przereklamowane są blistry, genakery, spinakery, lekkie genuy itp. żagle.
nie zwróciłem na ten aspekt uwagi i nikt inny też, ale lekki żagiel stawia się jak jest słabo z wiatrem, to oczywiście wiedziałem, ale na morzu jak jest słabo z wiatrem i przydał by się genaker to nadal jest fala, która determinuje pracę łódki. taki lekki żagiel nie trzyma ciśnienia, strzela, telepie się, potęguje hałas i skutecznie podnosi ciśnienie skipera. całość wygląda niczym białogłowa machająca dużą chusteczką na peronie dworca w Stambule żegnając ostatni orient expres. cały dystans przepłynąłem na jednym foku i grocie. dla wygody i bezpieczeństwa na noc refowałem grota i zdejmowałem foka. wieczorem z reguły wiatr tężał i nie było sensu dokładać pracy samosterowi wiatrowemu. spadek szybkości o jeden węzeł był w kontekście komfortu żeglugi, do zaakceptowania.

kolejny wniosek to - skupiać się na rzeczach ważnych a pomijać nieistotne

i jeszcze kolejny - to chyba pokładałem zbyt duże nadzieje w autopilocie mechanicznym. Wiesiek - bo takie imię dostał po najmłodszym wnuczku Anny, czyli tak wytrwale budowany samoster wiatrowy nie miał zamiaru długo współpracować. inna sprawa, że nie bardzo wiedziałem jak ta współpraca miała wyglądać. po testach na Bałtyku byłem przekonany, że Helmut, czyli autopilot Autohelm 1000 sprosta zadaniu a Wiesiek jak ma inne plany to arrivederci. na sucho, uczciwie i spokojnie przeanalizowałem cały układ, wprowadziłem korekty, które powinny pomóc i byłem przekonany, że musi działać. tym czasem jak historia pokazuje "niemiec" po kompleksowym serwisie, usunięciu nawet najdrobniejszych niedociągnięć zdradził odmawiajac współpracy a Wiesiek okazał się demonem tytanicznej pracy. Jest dokładniejszy od skipera, wytrwalszy, nie sypia, nie męczy się i wydaje się być zadowolony z zaproponowanych warunków współpracy.

wyjątkowo trafiona okazała się koncepcja na wyszynk w trakcie rejsu. miałem wyrzuty sumienia,że zostawiam płaską kuchenkę z tradycyjnym palnikiem, rezygnuję z patelni, rondla i wszystkiego co sprawia mi ogromną radość gotowania na co dzień a zabieram tylko wiszącą kuchenkę do podgrzewania wody zintegrowaną z litrowym garnkiem. co prawda jest Japońska ma jakieś 90% sprawności i jest najbardziej bezpieczna z możliwych, ale to tyko forma czajnika bezprzewodowego. dawno temu kupiłem do niej butlę 230 gramów do testów a na rejs 6 butli 460 gramów. nadal "testuję" ten pierwszy pojemnik i zastanawiam się po jaką ....... wiozę tyle gazu do ameryki. 
jedzenie jest smaczne, Jarek dołożył dużo starań, żeby było wielofunkcyjne i takie jest. na ciężką pogodę miałem suchary wojskowe, suszoną, ostrą wołowinę i mleko skondensowane w tubkach. z łakomstwa zamówiłem tylko dwie i miałem rację, przeszły do historii już po dwóch dniach. chleb wojskowy, do którego podchodziłem dość sceptycznie króluje w menu.

co zaś się tyczy najważniejszego, czyli samej żeglugi to scharakteryzował bym ją odnosząc się do czterech postaw

postawa Pierwsza - leżąca

tę akurat tygryski lubią najbardziej, leżę sobie i nic nie robię całymi godzinami, no chyba, że akurat Wiesiek zmienił zdanie i trzeba wstać poprawić samoster, ale już leżę i , no tak trzeba jeszcze wstać i uzupełnić dziennik pokładowy, ale już wracam, wkładam nogi do ciepłego śpiwora, jasieczek pod głowę, myśli ulatują i końcem świadomości słyszę all ships, all ships, all ships!. Trzeba pogłośnić radio bo może powiedzą coś ciekawego lub istotnego. łódka mała, sięgam ręką w stronę deski rozdzielczej, wyciągam się, napinam i zawsze jestem niezmiennie zaskoczony, że brakuje nadal 20 centymetrów, wstaję, słucham, notuję i wracam do pozycji nicnierobienia. i już mam wrażenie, że wszystko ogarnąłem, ale coś nie daje mi spokoju. wypadam na pokład ogarniam horyzont i to nie to, może żagle trzeba wytrymować, ale nie, nadal ćmi i przypominam sobie nagle, że potrzeby fizjologiczne na oceanie też trzeba załatwiać. teraz już na pewno nic nie przeszkodzi mi w nicnierobieniu, ale niepostrzeżenie minął cały dzień, trzeba przygotować herbatę na nocną wachtę, zanotować pozycję, zmniejszyć żagle, dobrać cieplejszą bieliznę i zrobić jeszcze sto tysięcy rzeczy niecierpiących zwłoki. jutro na pewno poleżę, no chyba, że... 


Postawa Druga - siedząca

Ta jest równie pożądana jak pierwsza.  W kokpicie siedzi skiper, nogi zaparte o ławę kokpitu, na głowie głęboko naciągnięta czapeczka pod nią okulary przeciw słoneczne, plecy podparte linką relingu, łokieć spoczywa nonszalancko na owiewce, wzrok utkwiony daleko poza horyzontem - siedzi i obmyśla strategię na kolejny dzień? nic podobnego, skiper według słów Poety przebywa właśnie "w pudełku nicości". cudowny stan nicnierobienia. z reguły Anna w takich chwilach pyta mnie - o czym myślisz kochanie? wyrwany do tablicy panicznie próbuję sobie przypomnieć o czym mogłem myśleć,  przeszukuję nieodgadnione czeluści miliardów połączeń, rozbiegane synapsy rozkładają bezradnie ręce i nic nie działa. bełkoczę coś o samotnym żeglowaniu, regatach, może o kolejnym motorze ale brzmi to tak niewiarygodnie, że po 15 latach małżeństwa budzi w Annie tylko ciepły uśmiech politowania. Ocean ma to do siebie, że nie zadaje pytań, Ocean rozumie!

Postawa Trzecia - pełzający przez czołgający

łódką rzuca jak nie przymierzając korkiem od wina w wannie. taka zabawa w kotka i myszkę, ja cię gonię a ty uciekasz. fala już dopada wojownika a ten z gracją umyka jej wspinając się na górę. kadłub przesuwa się szybko o metr lub dwa tylko maszt jakby zaspał i nie nadąża. w tym momencie sprawy w swoje ręce bierze kil i pogania maszt, który nabiera przyspieszenia zostawiając kadłub w tyle. teraz jedziemy w dół, role się zmieniają ktoś kogoś pogania, wszystko wiruje i lata, nie ma spokoju a stan równowagi nie występuje na oceanie. w centrum tego wszechświata jestem ja niczym kowboj, który dosiadając dzikiego mustanga na rodeo próbuje  uprawiać woltyżerkę na jego grzbiecie. żagiel trzeba poprawić, coś przywiązać, coś zabezpieczyć, żeby było bezpiecznie trzeba zapiąć uprząż i pełzając na kolanach wczepionym wszystkimi członkami w co się da, dotrzeć do celu, zrealizować zadanie i wrócić do kokpitu zajmując postawę numer dwa. w takich chwilach zdaję sobie boleśnie sprawę jak wygląda knaga, półkluza, bloczek barbera, gniazdo przepustu solara i wiele innych elementów, które tak beztrosko w dużej ilości porozrzucałem po pokładzie. a kolana nie są z gumy...

Postawa Czwarta - wyprostowana

tradycyjna postawa homo sapiens, podnosząca tak skutecznie nasze ego, w żegludze oceanicznej na małym wojowniku nie występuje. w tym zakresie łódka uwstecznia i można się z rzymać ale nic się nie poradzi. jedynym miejscem jest kokpit gdzie można przeciągnąć zbolałe plecy, ale nie jest to dobry pomysł. porównał bym to do stania na torach po których jedzie kolej dużych prędkości np. francuskie TGV. niby nikt nie zabrania, ale jest mało czasu na reakcję. 

tak więc nie wyleguję się zbyt długo, często zawieszam, wszystko co robię jest głęboko przemyślane, choć czasami mocno determinowane właśnie brakiem czasu, raczej pełzam niż chodzę a wyprostowany dumnie prezentuję swoje jestestwo tylko na kei, ale kocham tę robotę

dzisiaj na kanarach pełne słońce, trochę wiatru i 24C

rafał



środa, 9 listopada 2016

Jutro D-Day 


Jestem fanem geniuszu gen. Eisenhowera i operacji, którą zaplanował i zrealizował. Utworzenie drugiego frontu w europie doprowadziło w konsekwencji do zakończenia drugiej wojny światowej. Nie to jednak budzi moje dla niego uwielbienie lecz fakt, że wszyscy zdawali sobie sprawę, że taka inwazja jest nieuchronna, odliczali godziny, oczekiwali najgorszego, ale w skrytości ducha byli przekonani, że nigdy nie ziści się. Tę wiarę w małostkowość ludzkiej wyobraźni gen. Eisenhower przekuł w skuteczne oręże i wygrał, choć cena była wysoka.

W pewnym, nieuprawnionym sensie podobnie jest z naszym projektem oceanicznych regat samotników. Każdy wiedział, że nadejdzie kiedyś ten dzień, część nawet znała jego datę ale nikomu nie przyszło do głowy, że to na prawdę nastąpi:)
Tym czasem, niczym "Generał" robiłem wszystko, żeby wszyscy wiedzieli, myśleli i dobrze się bawili i ku osłupieniu niedowiarków jutro wyląduję symbolicznie na plaży Sagres i obiorę kurs na Santa Cruz de Teneryfa   

łódka zwodowana, sklarowana, bandera podniesiona a skiper gotowy do drogi





Anna poświęciła swego czasu, w styczniowy mroźny dzień, ładny pierścionek, żeby uzyskać wstawiennictwo u Neptuna, dzisiaj w akcie desperacji, nie mogąc odwieść mnie od samotnej żeglugi wyszukała najładniejszą latarnię nad wybrzeżem Portugali, żeby szczęśliwie prowadziła mnie do celu.

 

a tym czasem dotarł Przemek Wosiński, zwodował swoją Sam One, zaształował wodę, prowiant i deklaruje wyjście jutro do regat TransAtlantyk 2016.  Jak ktoś chce to można!


 a z ciekawostek to w porcie jest sklep żeglarski, byłem dzisiaj i wyszedłem chory. do porównania skali użył bym mojej liny na relingu Liros Pro o średnicy 4mm. W sklepie ten sam Liros Pro był o średnicy 20mm i wytrzymałości 20 ton zamiast dwóch, które wytrzyma mój reling:)


 ściana z linami spokojnie wytrzyma konkurencję z całą drużyną polskich "sklepów" żeglarskich,

tym czasem będę się meldował z drogi i zdawał relację jak to jest być samotnym żeglarzem:)

rafał

wtorek, 8 listopada 2016

Trzy dni później:)

Po przejechaniu 3556km dotarliśmy do Lagos. Jeśli podróże bywają szczęśliwe to nasza była wyjątkowa pod tym względem. Do wózka, dzięki uprzejmości Anetty (jechaliśmy na wózku Bruxy ), przez cały dystans nawet nie doszedłem. Pasy zapięte w łodzi zluzowałem w Lagos. Micro które leży na fabrycznych łożach potrafię poprawić dwa razy na dystansie do Giżycka.Całą trasę pokonaliśmy autostradami, raz widzieliśmy patrol policji i to na parkingu a połykane kilometry płynęły umilane audibokiem i ulubioną muzyką. Wysłana na miejsce Ekipa Wsparcia przygotowała na nasze powitane kwiaty, dzieci z zespołu folklorystycznego, przemówienia i rzeczy mniej ważne jak parking, slip i prysznic:)

Łódka sprawnie wylądowała na wodzie, z Lizbony dopłynął Szymon Ruban na Igusie, Paweł Plichta na Meluzynie a dzisiaj wieczorem po małych problemach z przyczepą i policją Hiszpańską dotarł Przemek Wosiński na Sam One. Czekamy tylko na Marcina Klimczaka na Lilu 2012, który był dzisiaj z łódką we Francji. Ształujemy szpeje, jemy wyborne atlantyckie ryby,  dobrze się bawimy i powoli oswajamy z myślą, że to już po jutrze. dziesiątego odpalone będą  Yeloow Bricki i droga wolna. Dzisiaj na odprawie Skiperów ustaliliśmy, że notujemy dzień i godzinę wyjścia oraz dzień i godzinę przyjścia i porównamy wyniki na miejscu. Z perspektywy Portugalskiego wybrzeża sprawy oceanicznej żeglugi mają jakiś inny wymiar, nie wiem do końca czy ocean jest większy, bardziej przerażający czy bardziej słony, ale wymiar ten jest po prostu inny.

jutro postaram się coś napisać

rafał

  

sobota, 5 listopada 2016

No i pojechałem. W piątek 04.11.2016 ok. 1300 udało nam się wyjechać. Jak zwykle w ostatniej chwili było mnóstwo spraw do załatwienia :-).  Jadę z Jarkiem, który sam nie wystartuje, ale kolegę odwiezie. Dzięki. Ruszamy.


O 0651 w sobotę 05.11.2016 byliśmy już w Niemczech

czwartek, 3 listopada 2016



www.stowarzyszeniesetka.pl



jest okno na świat:)
staraniem żeglarzy, właścicieli i budowniczych jednocześnie oraz sympatyków klasy setka zostało zarejestrowane stowarzyszenie ( SKS ), które będzie dbało, zgodnie ze statutem, o rozwój żeglarstwa morskiego w oparci o dostępne, tanie projekty łódek. Elementem działalności jest strona Stowarzyszenia na której będzie można śledzić poczynania sterników zmagających się z Oceanem Atlantyckim w ramach projektu setką przez Atlantyk i Transatlantyk 2016. Do Sagres w Portugalii dojedzie łącznie 12 łódek i ruszy w stronę Wysp Kanaryjskich między 10 a 11 listopada. Osiem jachtów dzięki uprzejmości Delphia Yachts jest już zwodowane w Lizbonie, kolejne cztery w tym mój Wojownik wyjadą w ten weekend. Strona już dział, choć jeszcze nosi znamiona projektu. Pod nieobecność Skiperów bujających się na atlantyckiej fali, pewnie ciężko będzie wszystko szybko uzupełnić, ale traking Yeloow Bricka dzięki Pomorskiemu Związkowi Żeglarskiemu będzie działał niezawodnie.

kolejne relacje już z trasy

rafał

wtorek, 1 listopada 2016


"Słabe wiatry nie wychowują dzielnych żeglarzy"

Tę maksymę pierwszy raz zobaczyłem w biurze mojej Przyjaciółki kilka lat temu. Teraz Anetta jest chodzącym uosobieniem sukcesu, głównie finansowego, ale oczywiście nie tylko:)
Zapamiętałem, te wyjątkowe słowa i od czasu do czasu przywołuję w pamięci, głównie wtedy gdy odnoszę wrażenie, że komuś bardzo zależy aby wiało solidnie i na dodatek w "mordę"

Tym czasem im więcej przeciwności losu tym zwycięstwo smakuje lepiej...

łódka już spakowana, wózek o większej nośności pożyczony, bulb dzielnie robi za podporę a drobiazgi tak bardzo spędzające sen z powiek Jonaszowi Maderskiemu skrupulatnie usunięte.





Po namowach, głównie Taty, założyłem okna. Jakiż to paradoks i komfort jednocześnie kiedy opierasz się przed poprawieniem funkcjonalności żeglugi a wszyscy dookoła powtarzają załóż, załóż, my zapłacimy tylko załóż:) (będę się kiedyś za to smażył w piekle), wzmocniłem też centralną ósemką dolne okucie steru oraz linkę relingu na odcinku przejścia przez słupek relingowy. miała szansę przecierać się w trakcie żeglugi a teraz już się nie przetrze. wykonałem ostatnią modyfikację samosteru, zwiększyłem powierzchnię żagielka, zmieniłem kont wyprzedzenia płetwy fletnera i kont pod jakim pracuje cięgło pchające płetwę. wszystko pracuje lekko, precyzyjnie i wydaje się być gotowe do pokonania oceanu. No i oczywiście, mimo dwóch oczek do wczepiania się na dziobie linką asekuracyjną,   dołożyłem mityczne trzecie oczko, to na którym o mało co nie poślizgnął się Leszek Stoch z Adamem Hamerlikiem
Co do silnych, przeciwnych wiatrów to okazały się one tylko czczym gadaniem miałkiego człowieka - z Delphią pojechało zaplanowane osiem jachtów mimo pobożnych życzeń, że ma jechać tylko sześć wybranych   a co najważniejsze to właśnie dotarły, dzięki uprzejmości i zaangażowaniu Pomorskiego Związku Żeglarskiego i www.zeglarski.info urządzenia trakujące Yellow Break


mapa dojazdu do Sagres już wydrukowana, łódka spakowana i gotowa do drogi, sprzęt elektroniczny pod parą, ubezpieczenie na życie zdeponowane, w środę ostatnie koordynaty i ustalenia a w piątek w drogę:)


solo across atlantyk 2016 dzięki wielu właśnie się ziszcza!
już nie mogę się doczekać, jak dziecko, jak dziecko:)


rafał