SZTORMGRUPA.PL

środa, 31 grudnia 2014


Heling – takie zagraniczne, magiczne słowo odmieniane przez wszystkie możliwe przypadki na setkowych blogach. O tyle tajemnicze, że nawet wyszukiwarki posługują się prawie wyłącznie angielskim w opisie. Jedyne co znalazłem  (na pierwszej stronie:)) to definicja Encyklopedii WIEM (myślałem, że jest tylko wikipedia)

Heling, helling, ława montażowa będąca stanowiskiem budowy (montażu) małych statków wodnych, zwłaszcza jachtów żaglowych, zespołów szybowców itp.

Wspominam o helingu bo wydaje się być on pewnym przełomowym etapem w budowie jachtu. Dla nas, od dwóch miesięcy „zakopanych” w niekończącym się procesie cięcia, strugania, dopasowywania, klejenia, szlifowania, mierzenia itd. – heling to słowo MARZENIE. Tyleż wytęsknione, oczekiwane i pożądane co nieosiągalne.
Ale po kolei. Zakładaliśmy, że wyrobimy się z dwoma kompletami wręg w starym, ustępujący właśnie dwa tysiące czternastym roku. I udało się! Ostatnia wręga - razy dwa, nie bez dylematów, zmaterializowała się. Pierwszy problem rozwiązaliśmy na trzeci możliwy sposób. Na pawęży i grodzi dziobowej  górną listwę po prostu wyginaliśmy montując do sklejki. Uzyskaliśmy w ten sposób pożądaną krzywiznę. Wręgi pod masztową i tę od uderzania głową wystrugaliśmy z siódemki i też uzyskaliśmy  odpowiedni łuk. A wręgę pochyloną, tę przez którą będziemy wciskać się do środka postanowiliśmy wyprofilować po przez sklejenie kilku cieńszych listewek.   



 Kolejny problem a właściwie problem z wiecznie mendzącym Jarusiem, który co chwila powtarzał zróbmy zejściówkę wpisaną w prostokąt, zróbmy zejściówkę wpisana w prostokąt, zró… Argument, że jestem chłopak śląski , w barach szeroki a w d.. i będę miał problemy z wczołgiwaniem do środka został obalony po przez niewzruszonego Jarusia, który przytaszczył jakiś element konstrukcyjny od regału i powiedział, uprzednio opierając  pod kontem o ścianę, wchodź!



I w ten oto sposób rozstrzygnęliśmy ostatni wręgowy dylemat, wycięliśmy niezliczoną ilość zamków, zrobiliśmy zdjęcie, które miało być ilustracją do świątecznych życzeń a nie było bo karp i kapusta zdominowały ten wyjątkowy czas i stanęliśmy przed  epokowym zadaniem pod nazwą HELING



Heling jaki jest każdy widzi, u Piotra dwie eleganckie kantówki, u Kolegi z Wawy wypoziomowana  konstrukcja zakotwiczona w podłodze, generalnie wszystkie noszą znamiona, profesjonalizmu, precyzji i wszystkiego co kojarzy się z dobrą praktyką szkutniczą.  Nasz heling trudno o to wszystko nawet podejrzewać. Składamy go z desek szalunkowych, które maja ze sto lat i pamiętają niejedną budowę, każda jest inna i to zarówno w szerokości, długości i grubości. To co składamy może nosić przydomek „heling synchroniczny” tak jak pływanie synchroniczne. Jest niezliczona ilość elementów, składają powoli się w całość, ale nie sposób oprzeć się wrażeniu, że nic do siebie nie pasuje:)






W  sumie to mamy tylko połowę helingu, bo cały będzie dopiero po przymocowaniu ostatniej wręgi. Dam głowę, że robimy to źle, ale nie mamy na tyle wyobraźni i czasu, żeby precyzyjnie rozplanować gdzie powinna być dokładnie każda podpora,  a że podpory są jedną z warstw dystansowych całej konstrukcji i dla ich lepszej stabilności skręcamy je śrubami na przestrzał to łatwiej jest pasować wręgi z podporami i wiercić na bieżąco.

















 I tak przez cztery godziny tego 30 dnia grudnia wyłonił się fragment naszej pierwszej setki. Radość duża, satysfakcja nie mniejsza a i teraz jak zadzwonię do Piotra z kolejnym problemem technicznym to na pytanie „czy już odwróciliśmy łódkę”  ( taki żart z Jego strony:)) dumny odpowiem, że już niedługo!

Tymczasem życząc wszystkim szampańskiej zabawy, lepszego 2015 roku i stopy wody pod kilem

https://www.youtube.com/watch?v=G4Lyhs9vbiY

Pozdrawiają Łodzianie
Jarek i Rafał

czwartek, 11 grudnia 2014

Jaruś zainstalował w "naszej" szkutni małe radyjko i coś tam plumka, ale w takich akordach, że wyłączam po kwadransie. niestety nie sposób na nim zlokalizować trójki i stąd problem. w sumie po całym dniu rozmów z klientami można by pomilczeć, ale taka bezwzględna, abstrakcyjna cisza jest nie do zniesienia. nasze budowanie miało być czystą przyjemnością i remedium na otaczającą rzeczywistość. i pewnie by tak było gdyby nie jeden setkowicz, który setkę buduje w tempie rozchodzenia się światła w próżni. i to tempo i ta zazdrość o to tempo a raczej brak tempa, które jest naszym udziałem powodują mały dyskomfort. Jaruś donosi, że w wawie już heling stoi, za chwilę, że poszycie się poszywa a dzisiaj, że łódka gotowa do laminowania. w takich warunkach nie da się pracować:)
wszyscy pytają mnie czego się boję, jak powiedziałem Jarusiowi, że fale będą dziesięciometrowe to ma do mnie pretensje, że teraz spać nie może w nocy. ja nie zlokalizowałem jeszcze w sobie żadnych lęków z jednym wyjątkiem i nie bardzo dotyczącym żeglugi choć nierozerwalnie z nią związanym. przeraża mnie krajzega, pilarka, piła tarczo czy jak to zwał.



no nikt mi nie powie, że jest duża różnica między być a mieć. lubię być, ale zdecydowanie wolę mieć i to mieć wszystkie dziesięć palców na swoim miejscu. to kolejny powód dla którego budujemy łódkę razem. oczywiście podchodzę do krajzegi i nawet coś wycinam, ale wszystkie cięcia na małych elementach wykonuje Precyzyjny Jarosław.
tym czasem w naszym własnym osobliwym tempie posuwamy się do przodu, wykonaliśmy pawęż

komplikując sobie trochę pracę, ponieważ na górnej krawędzi wkleiliśmy dwie piątki. dało to wytrzymały element do mocowania kosza rufowego i np. solarów, ale pozbawił nas możliwości przykręcenia od góry części siedziska. tak do końca to jeszcze nie wiemy jak to wyjdzie, ale jesteśmy dobrej myśli. w sumie na potrzeby naszych błędów uknuliśmy jedno motto:
"nie ważne jaki błąd popełniliśmy, ważne jak szybko da się go naprawić"
drugi element to ta wręga o którą będziemy najczęściej uderzać głową.
ładnie wyrobiliśmy górną krzywiznę co by atlantycka woda sprawnie spływała na boki, wycięliśmy węzłówki i wszystkie elementy i jako pierwszą połączyliśmy w "locie"
 aby uniknąć sklejenia elementów z naszym stołem montażowym użyliśmy papieru silikonowego wykorzystywanego do robienia wykrojów krawieckich 
jest przezroczysty, można spokojnie korygować kształt wręgi przy montażu a po śliskiej stronie nic się nie przykleja. pierwsza wręga odeszła bez  problemu
Jaruś ze względu na fakt, że tam gdzie powinna być listwa czwórka przykleiła nam się trójka (w myśl naszego motta było szybciej) dorobił sprytny zamek trzymający jedną z niezliczonych listewek lądujących na rufie
po czym wszystko ładnie wykończyliśmy fikuśną węzłóweczką i napieramy dalej:)
trochę nie podobała mi się krzywizna tej grodzi od uderzania głową i postanowiłem ją "ubarwić". otwory ulżeniowe mile widziane na każdej regatówce tym razem będą miały bardziej prozaiczne zastosowanie. planujemy między dwiema grodziami rozpiąć funkcjonalną siatkę z ekspandora umożliwiającą włożenie np. papierowej generalki atlantyku, lub przywiązanie liny do trzymania etc..
dzisiaj odwiedził nas Gość, Gość ma na imię Tomek, jest łodzianinem, planuje budowę setki i dotarł do nas przez tego bloga ( do czegoś się przydał). trochę nam klej żelował to i uwagi były wymieniane dość szybko:), niemniej skorzystaliśmy z obecności Tomka i zrobiliśmy sobie tradycyjne setkowe zdjęcie, inspirowane oczywiście kultowym zdjęciem Brożki i Szymona - powinni zastrzec prawa autorskie:)


i tak do wykonania pozostała jeszcze tylko gródz z zejściówką, wolno ale nieustająco do przodu
rafał






czwartek, 20 listopada 2014

czołg dojechał!
bez czołgu to nie robota, szczególnie przy wyprowadzaniu długich, równych płaszczyzn. nasze pożyczone urządzenie niestety "wyzionęło ducha". naprawa Black&Deckera w serwisie nie należy do najtańszych, tak więc poszliśmy na skróty i  nabyliśmy nówkę nierdzewkę za jedyna 99,98 zł. dwa komplety papierów o gramaturze 40 i 80 kolejne 60zł i już możemy napierać dalej. tylko jak się ma koszt papierów do urządzenia? 6 taśm/skrawków papieru ściernego - słownie sześć to równowartość 60% urządzenia. nie żebym narzekał, że narzędzia kupujemy w cenach dumpingowych, ale goście od papieru to już mistrzowie świata:)

zaczynamy pomału wykańczać wszystkie rozgrzebane wręgi i tak wręga E otrzymała komplet węzłówek, zaślepki  na śrubkach i można składać. poczyniłem nawet pierwsze nieudolne próby udokumentowania naszej pracy w nowej technologii. Państwo tymczasem obrócą sobie monitor o stosowny kont, tak żeby podłoga była na właściwym miejscu a ja nauczę się trzymać aparat w poziomie a nie pionie, lub/ewentualnie nabędę wiedzę jak obraca się nakręcony materiał:)


  wręgi pod kokpitowa i pod masztowa też w zasadzie gotowe, jak stanie klej w ciepełku to pozostanie tylko doprowadzić wystające fragmenty węzłówek do porządku i zabierać się za kolejne.


niestety po konsultacjach z Piotrem okazało się, że listwy 50/22 długie na 5 metrów nie są jedyne. brakuje nam listem 70/22 długich na 5m, które pójdą na zwieńczenie pokładu z kadłubem. pojawiły się też braki listem 50/22 a za dużo mamy 40/22. zastanawiałem się dlaczego do stolarza powiedziałem "do zobaczenia" zamiast "dziękuję" - teraz już wiem:)

mam nadzieję, że blog z formalnego punktu widzenia spełnia swoje zadania i opublikowany postęp prac będzie nam zaliczony na te 50% wkładu własnej pracy:)

tym czasem idą święta i zapowiada się dużo wolnego czasu.

rafał 

wtorek, 18 listopada 2014

i zaczęło się. teoretycznie mierzymy w poloneza 2016, ale zajęcia szkutnicze są coraz bardziej wciągające i być może wylądujemy w 2015 roku  w porcie naszych marzeń:)
tym czasem popełniamy pierwsze błędy. Kupując magiczny epidian 5 byłem już gotów zainwestować większą gotówkę i kupić całą żywicę na setkę. zdziwienie było duże gdy okazało się, że ma konsystencję gęstego miodu i nie sposób np. rozprowadzić go na macie. pierwsze dorobienie kleju zabielonego arsilem wpakowaliśmy do dna odciętej butelki "PET" w ilości około dwóch setek. wszystko zagotowało się tak błyskawicznie, że nie zdążyliśmy posmarować i przykręcić nawet połowy wręgi, nie wspominając o braku możliwości przestawienia gorącego pojemnika
ot, takie życie laików!


 na aspekty teoretyczne patrzymy z Jarkiem zawsze z perspektywy doświadczeń regatowych, wszystko może być lekkie, trzymać się tylko iluzorycznie, sprawić wrażenie niestabilnego etc, ale maszt musi stać na wyjątkowo trwałej podstawie, pozbawionej możliwości zmiany geometrii pod wpływem napinania takielunku. tak więc gródź pod masztową zrobiliśmy z całej sklejki, wkleiliśmy w nią od razu pilers i co nietypowe w dwóch różnych przekrojach. w dokumentacji było  napisane  50x60 (dwie listwy 30/50), nie mieliśmy takiego profilu to poszło: sklejka 0,9, 70/22 i 50/22 co w konsekwencji daje jakieś 53/60, czyli lekki nad wymiar z tendencją do większej wytrzymałości
 



 w międzyczasie uśmierciliśmy jeden bardzo przydatny czołg, bokiem wytopił się pasek zębaty co skutecznie dezorganizuje nam pracę. wypatrzyłem taki jeden za sto kilka złotych i chyba tą drogą pójdziemy. pewnie długo nie popracuje, ale dwie setki powinien wytrzymać
 mamy już kompletną gródź przednią, w grodzi pod masztowej i pod kokpitowej brakuje tylko węzłówek. za nami mniejsza połowa zabawy z wręgami i jak dobrze pójdzie na początku grudnia zbijemy helingi i zacznie się prawdziwa zabawa . Co do mniejszej połowy to ortodoksi językowi twierdzą, że są tylko jednakowe/równe/symetryczne etc. Dylemat Jasia który próbował porównać połówkę pomarańczy z połówką arbuza pozostaje nadal nie rozwiązany
w niedzielę, zostaliśmy oficjalnie zaprezentowali setkowej społeczności w ramach spotkania na łódzkich targach żeglarskich. było miło ,ciekawie i trochę abstrakcyjnie. część załóg jest już na etapie oceny ryzyka wypadnięcia za burtę, co zabrać w takiej chwili i jaką przewagę ma nad scyzorykiem finka, my jeszcze nie wyściubiamy nosa poza nasz sklejkowy dziób i jedyne co nam zaprząta uwagę  to nieustannie gęstniejący  i tak już gęsty epidian. zachodzi podejrzenie, że sprawcą może być coraz niższa temperatura w naszej szkutni, ale nie wiemy, obserwacje trwają.  puki co skupiamy się na budowaniu łódki. W niedzielę, mam nadzieję pomyślnie, przeszliśmy pierwszy setkowy AUDYT:)
w drodze powrotnej do domu odwiedził nas Piotr Czarniecki z Żoną. Popatrzył, poklepał po plecach, powiedział kilka ciepłych słów i zagrzewał do boju. mam nadzieję, że nie rozczarował się naszą postawą, wszak w pewnym sensie może uważać nas za swoich setkowych wychowanków:

tyle nieobiektywnie z pokładu wojownika

sobota, 15 listopada 2014


dwóch marzycieli, dwie setki i dwa różne charaktery

Blog jest tylko przykrą koniecznością, wymogiem formalnym, czymś co zabiera czas i służy bliżej nieokreślonym grupą interesów i niczym więcej. Przynajmniej w naszym przypadku. Bo już blog Piotra Czarnieckiego, na okoliczność naszego projektu przyjmujemy za niezbędne i nieocenione źródło wiedzy, inspiracji, zasad dobrej praktyki szkutniczej i wszystkiego co najlepsze.

Świat zwariował, pędzi na złamanie karku a my nie mamy najmniejszego zamiaru wpisywać się w ten straceńczy nurt. Płyniemy jakby obok, trochę wolniej i zdecydowanie na naszych zasadach. Jest nas dwóch, i jak nikt inny doskonale uzupełniamy się swoimi charakterami we wspólnej żegludze. Problem w tym, że wspólnie nie popłyniemy bo jak wielu, nosimy w sobie „pierwotne” marzenie samotnej żeglugi.

Jesteśmy dwójką młodych ludzi, (Jaruś&Rafał), trochę żeglujemy, dużo pracujemy i zawsze reprezentujemy w swoich poczynaniach naszą oldschool’ową Łódź. Z powodów praktycznych będziemy prowadzić jeden Blog, pisał będzie ten kto ma akurat więcej czasu a jak coś się nie powiedzie to cała odpowiedzialność spadnie na Jarusia. Budujemy równolegle dwa jachty, minimalizując w ten sposób koszty logistyczne, popełniamy mniej błędów bo co dwie łowy to nie jedna i celujemy w poloneza 2016. Ogólnie jesteśmy otwarci na kontakty, wyczuleni na głupotę i często dzwonimy z różnymi pytaniami. Póki co to jedynie Piotr Czarniecki, Wojtek Maros i Tomek Turski mają prawo do narzekania, ale nikt nie może czuć się bezpiecznie.


Budowę setki zainspirował Jarek, przy okazji jakiegoś spotkania towarzyskiego był lekko tajemniczy i podekscytowany. Na pytanie o co chodzi odpowiedział, że powie ale jak obiecam, że nie będę się śmiał. Obiecałem i pierwszy zostałem dopuszczony do tajemnicy i oczom moim ukazała się dokumentacja setki sygnowana imieniem i nazwiskiem nowego posiadacza praw do wybudowania jednego egzemplarza. Ustaliliśmy, że nie będziemy się obnosić z pomysłem i spokojnie na podstawie posiadanych planów zbudujemy dwie setki, a co tam. Bez formalnego zgłoszenia, bez nadęcia zaczęliśmy pracę koncepcyjną. Jarek śledził blogi, zbierał dane, zamówiliśmy pierwsze okucia steru, zaczęła się dyskusja. I myślałem, że będziemy tak sobie coś budować do dnia w którym Piotr zwodował Atoma, wystartował w Polonezie i umieścił foto relację. Zwyczajnie po ludzku z zazdrości szlag mnie trafił, do tego stopnia, że zadzwoniłem do Janusza Maderskiego i  ustaliłem kroki formalne wpisujące nas w społeczność setkową! Następnie umówiliśmy spotkanie w Ząbkach, odpytaliśmy Piotra na okoliczność, cierpliwie i wyczerpująco odpowiedział na każde pytanie i gorąco zagrzewał do boju.



W tak zwanym międzyczasie doszły plany drugiej setki. W mojej ocenie te plany to taka masa krytyczna, przechylająca wektor postępu w dół, teraz już nie ma odwrotu, śnieżna kula pędzi i powinno być tylko szybciej i więcej. Dzięki Tomkowi Turskiemu rozwiązał się problem zakupu taniej, dobrej, wodoodpornej sklejki. A, że syn studiuje w gdyni, nie było problemu z odbiorem. Powiesiłem na pasach moją regatówkę, zdemontowałem jedno łoże na wózku i w jedną słoneczną sobotę wykonałem relokację dwóch setek w proszku na trasie Gdynia – Łódź


Zamówiliśmy komplet listewek, (Jarek robił specyfikację to powinno być dobrze), po kilku dniach zadzwonił stolarz, że był już wszędzie, ale nigdzie nie ma desek bez sękowych na pięć i pół metra. Dzięki wiedzy pozyskanej od Piotra, łącznie z orientacyjnym kosztem na łódkę wytłumaczyłem Panu co gdzie i jak ma skleić żeby było dobrze. Niestety, orientacyjny koszt 400zł na łódkę z czasem się zdewaluował i trzeba było zapłacić nieco więcej. Choć nieco to dobra miara bo za całość wyszło 900zł czyli po 450zł na kadłub. Dobrze, że nie położyłem jeszcze łódki na wózku to w piątkowy wieczór 31 października mieliśmy jak odebrać nasze skarby.



Dokończyliśmy rysunki na siatce, ustaliliśmy dwie koncepcje na zejściówkę, ja tę „Atomową”, Jarek bardziej w kwadracie, formalinie mamy już Bloga (choć nie wiem kiedy się ukaże) i w poniedziałek 03-11-2014 ruszamy z „wykrojami” wręg.




PS. zdjęcia wstawię jak zmienię przeglądarkę, a zmienię we wtorek jak wróci laptop z serwisu - odmawia współpracy:)
PS2. i działa, choć nie pod explorerem

rafał