SZTORMGRUPA.PL

piątek, 31 lipca 2015

To nie był dzień naszej chwały

Wczoraj w połowie lakierowania poczyniłem uwagę do Jarusia, że nie będzie to dzień naszej chwały.
Jak się nie ma pojęcia o lakierowaniu to nie bierze się pistoletu do ręki. Farba powinna mieć odpowiednią konsystencje, za gęsta nie leci z pistoletu, za rzadka robi kleksy a jak na dodatek zatka się odpowietrzenie to nie pomaga nawet rozcieńczanie do granic absurdu. Jaruś po dłuższej przerwie, żeby rozładować napiętą atmosferę powiedział, że mam rację:) Już nawet zrobiło mi się trochę raźniej, ale szybko dodał - masz rację, to nie będzie dzień naszej chwały. Reasumując po wyjściu ze szkutni wykonałem kilka telefonów i odwołałem zapowiedzianą wyprowadzkę Wojownika na szerokie wody.   Dzisiaj na spokojnie nabyłem kolejne puszki  farby, metodycznie, na mokro zmatowaliśmy wszystko co popłynęło i jeszcze raz, tym razem ostatni podjęliśmy nierówną walkę o wygląd Wojownika.



Efekt mieści się w standardzie, który obydwoje zaakceptowaliśmy - "Stan taki, żeby drzazgi w d... nie wchodziły". Coś lekko pociekło, ale mamy już doświadczenie w usuwaniu takich podpisów:)
Przed lakierowaniem wyznaczyliśmy, po konsultacjach z Piotrem, linię teoretyczną zanurzenia. Jak będzie zobaczymy na wodzie za tydzień, ale teraz bardzo podobało na się samo wytyczanie przy użyciu "technologii"


Dopiero dzisiaj zobaczyłem, że przybył nam jeden konkurent na liście i to kolega, który był u nas gościem któregoś zimowego wieczoru. Gratulacje dla Brzezinianina i Tak Trzymaj.

Jutro D-Day, dla nas równie ważny dzień jak dla gen. Eisenhowera z tym, że my wylądujemy z Wojownikiem na przyczepie a najbliższą plaże osiągniemy dopiero za tydzień:)

wszystkie ręce na pokład, zbiórka na dziobie o 15,00, adres wszyscy znają:)

rafał&jaruś

czwartek, 30 lipca 2015

 Prace trwają...

Dwa dni zajęło nam dopasowanie i wklejenie denników. Zanim jednak zabraliśmy się do pracy umknęło nam jakieś dwa tygodnie bezcennego czasu. Nie żeby został zmarnowany, gdzieżby:) W tak zwanym międzyczasie okuliśmy i opływaliśmy na Słowacji nowe micro, zaliczyłem "gościnne " występy za sterem zaprzyjaźnionej łódki (bez sukcesów), spędziliśmy beztroskie chwile na łapaniu raków z najstarszym wnukiem Stanisławem (z sukcesem - po sesji zdjęciowej zostały zwrócone jezioru).




Pod naszą nieobecność wyprodukowały się i dojechały żagle. Chyba czegoś nie dopilnowałem, ponieważ głowica  grota nie jest pomarańczowa. Mam nadzieję, że nie będzie to podstawą mojej dyskwalifikacji w Polonezie? W najgorszym wypadku dokleimy jakąś dakronową naklejkę w stosownym kolorze.




Po mistrzostwach Słowacji w klasie Micro naszła mnie ciekawa refleksja. Zadałem sobie pytanie: co jest najważniejsze w regatach przez Atlantyk? I w kontekście naszych poczynań na wodzie wyszło, że najważniejsze jest nie zrobić falstaru! Przy rozegraniu 6 biegów ten jeden falstart jest tylko niemiłą niespodzianką komplikującą sytuację na tablicy wyników. Popełniając falstart na trasie Wyspy Kanaryjskie - Martynika może być nieco inaczej:)))

Tymczasem wszystko idzie w dobrym kierunku, wczoraj pomalowaliśmy i nawierciliśmy płetwę kilową oraz wykonaliśmy otwory w dennikach. Co do denników to poszliśmy za radą Ojca Konstruktora i wykonaliśmy je z sosny a dokładniej z kołków ogrodzeniowych 70/70 impregnowanych ciśnieniowo. Przy obróbce są przyjemniejsze od dębowych, zaimpregnowane są chyba na "wylot" (nawet centymetr w głąb były zielone), no i z lenistwa zostawiliśmy je w nominalnym wymiarze zamiast docinać na 60mm. Jak na market są wyjątkowo dobrej jakości - proste, płyną żywicą, przy rozwiercaniu wydzielają zapach, który powoduje odrastanie włosów i kosztują 15 zł za kołek 180cm co daje 60zł kosztów (jeden dennik był łączony)
Dzisiaj lakierujemy pokład i kadłub w części nawodnej, jutro rozbieramy nasze magiczne wrota i pakujemy Wojownika V na wózek. Maszt się robi, centralka, aku, światło topowe i cały zestaw do kontroli i ładowania prądu czekają na montaż. Damy radę!
No i ziści się komunistyczne hasło: "Na materacu do Szwecji". Wnętrze jak przystało na regatowy bolid będzie bardzo spartańskie (materac dmuchany na dennikach), Osobiście nie mama z tym problemu, ale żeby nie być posądzonym o kombinowanie z wagą wezmę na wszelki wypadek odpowiednią ilość ołowiu. Jak będzie możliwość to sprawdzimy jaka jest masa bez koi i czy nie brakuje za dużo do minimum. Już widzę, że zabraknie czasu na wbudowanie kredensu, ale łódka ma pływać a nie wyglądać:)

rafał&jaruś

sobota, 4 lipca 2015

Killer wylądował!

Było dokładnie jak w filmie

https://www.youtube.com/watch?v=KdhwopvTf18

Oddałem kil do pospawania do zaprzyjaźnionej, specjalistycznej Firmy, wytłumaczyłem co i gdzie trzeba  zespawać i cierpliwie czekałem. Rano zadzwonił Andrzej z informacją, że spawacz zrozumiał, że jest to półka i ma być wspawana od brzegu nie na środku i tak też zrobił. I cały misterny plan też w pi... . Już miałem jechać z drugą blachą, ale okazało się, że nie takie rzeczy poprawiali bez śladowo i już mamy do odbioru kil na którym przepłyniemy atlantyk. Tylko jeden bok blachy jest bardziej wypolerowany.

  Temperatura nie sprzyjała pośpiechowi, materia jakby sprzysięgła się na całej linii. Zdjęliśmy delaminaż z kokpitu, dek już wczoraj przeleciałem na biało


i zabraliśmy się za wiercenie otworów  w bulbie. Pierwszy centymetr poszedł bezstresowo, kolejny już zaczął blokować wiertło, na kolejnym poległa wiertarka a do końca w najgrubszym miejscu zostało jeszcze z siedem centymetrów. Wszystko dookoła mówiło - chłopaki w takich okolicznościach natury to tylko cień i zimne piwo. Telefon do Piotra milczał jak zaklęty, Andrzej też po stresującym poranku wziął wolne, znikąd pomocy  i  w tym momencie Jaruś błysnął swym technicznym wykształceniem, i z czeluści swojego pojemnego rozumu wygrzebał informację, że trzeba to czymś posmarować. Dylemat był tylko między olejem a spirytusem. Spirytus używa się do wiercenia amelinium a co do ołowi nie wiedzieliśmy. spirytusu na podorędziu nie było a olej tak. I tym prostym sposobem wszystko stało się łatwe i przyjemne.




frezem ładnie rozwierciliśmy otwory pod klucz nasadowy, docięliśmy z pręta odpowiedniej długości szpilki a na koniec wióry ołowiane przetopiliśmy i zalaliśmy nakrętki na równo.





na koniec cały bulb wyszpachlowaliśmy i porzuciliśmy robotę tak jak stała:)
po zajęciach z kilem nasuwa się jedna myśl - wszystkie trzy elementy z osobna (blacha i dwa/dwie bulby) są wyjątkowo ciężkie i nieporęczne w obróbce, połączone w całość (+ - 180Kg)  stanowią skumulowaną masę nie do ruszenia, przynajmniej w pełnym słońcu przy 32C.

idą święta (puchar Poloneza) to ustaliliśmy, że jutro jest "brudna niedziela" i zasuwamy z robotą:)

rafał&jaruś 


piątek, 3 lipca 2015

Zmieniliśmy tkaninę delaminacyjną.

Wczoraj podeszliśmy do laminowania pokładu, było ciepło słonecznie i nerwowo
Profilaktycznie dokupiłem dwu godzinny utwardzacz i ruch okazał się strzałem w dziesiątkę.
Po zalaminowaniu dna wyszła nam cała tkanina delaminacyjna. Nasz guru-koordynator nabył inną, tańszą tkaninę w cenie trzy złote za metr bieżący i trochę odstąpił. Inna nie znaczy lepsza, ale z wyjątkiem gorszych parametrów odrywania reszta jest ok. Dobrze kryje, uciąga się i wszystko przez nią widać. Niestety tempo, temperatura i stres pozwoliły na zalaminowanie deku i pawęży, kokpit dokończyliśmy dzisiaj.
jak wyjdzie zobaczymy jutro.









niestety tak jak przypuszczaliśmy mieliśmy problem z przejściem deku na owiewkę, tkanina za nic nie chciał złapać profilu i nieustająco wstawała. długo nie myśląc przyłożyliśmy starą stalówkę z przybiliśmy kilkoma małymi gwoździkami:)


jutro bardzo pracowita sobota, odbieramy miecz od spawania, szpachlujemy całość i napieramy, Polonez nie będzie czekał...

rafał&jaruś