SZTORMGRUPA.PL

czwartek, 5 lutego 2015


Kolejny etap i kolejne zaskoczenie.
 
Między wklejeniem wzdłużników a poszyciem kadłuba jest taki mały, niepozorny, nic nieznaczący etap jak ukosowanie. Precyzyjne modelowanie wręg, pasowanie wszystkiego co do milimetra bierze wniwecz jeśli nie przyłożymy się uczciwie do ukosowania. Dość optymistycznie zakładaliśmy, że "wpadniemy" do szkutni na jedno popołudnie, szlifniemy kilka desek i płynnie przejdziemy do konkretnych prac szkutniczo - stolarskich.  Tym czasem powyższa czynność zaczęła lekko mnie prześladować. Najpierw ja nie mogłem, potem Jaruś miał badania, następnie mnie coś wypadło, potem zrobiliśmy jedno szybkie podejście i falstart. Przez całe popołudnie zdołaliśmy złapać jako takie kąty i linie na jakiejś 1/5 kadłuba. Machanie ciężką jak diabli heblarką na wysokości oczu przez dwie - trzy godziny zaliczyć trzeba do zajęć z kategorii "wyczerpujące". Co prawda nawet Syzyf, zagadnięty o istotę swojego zajęcia potrafił znaleźć pozytyw twierdząc, że praca co prawda jest głupia ale za to stała. Nie wiem jak Jarek, ale ja w tym zakresie nie liczę na stałość. Kolejne podejście i już mamy wyrwany następny fragment pasujących do siebie kątów.  Jeszcze jedno i jeszcze jedno i jak nic innego już nie lubię ukosowania. Minęły ze trzy tygodnie i nadludzkim wysiłkiem wespół w zespół pokonaliśmy tę hydrę:)



     a że mnie trochę lepiej szło wypatrywanie nierówności i załamań kąta (operowałem heblarką) to Jarek za karę  ładnie  zaokrąglił papierkiem wszystkie wzdłużniki.
żeby nie zwariować a zrobić coś co popchnie procent wykonanej pracy z przyjemnością rzuciliśmy się na wycinanie płetwy sterowej. Dostałem od taty fragment sceny w postaci podestu z super sklejki wodoodpornej o grubości 2cm. Jedyną wadą była dobrze przyklejona i przystrzelona takenem wykładzina podłogowa. Teraz już mamy jedną płetwę w dwóch fragmentach, jak skleimy będzie całością:)


i nadeszła wiekopomna chwila w której uznaliśmy, że wszystkie braki, niedociągnięcia, krzywizny mieszczą się w granicy tolerancji szpachlówki a kolejny etap stał się rzeczywistością 






tak jak dziecko na zabawkę tak ja nie mogłem się już doczeka tego etapu budowy. Nie jestem cierpliwy i nie umiem czekać na końcowy efekt, za to jestem szybki w działaniu. Taka postawa przysparza wielu problemów. Jeszcze Jarek nie pomyśli a ja już robię. I tak dzisiaj rozrobiłem klej poganiając Jarka przy wierceniu otworków pod śrubki. Robiłem to tak skutecznie, że fazowanie pod łebki zostały zrobione od spodu sklejki, czyli tam gdzie powinien być klej. Zrobienie z drugiej strony fazek skutkowało by rozwierceniem otworu z 0,4 mm na 10 mm i dupa blada. W efekcie powstało zylion nowych otworków z podtoczeniem na łebki przesunięte w fazie o 1,5cm. Efekt? - żelująca żywica, szybsze tępo montażu, wyczuwalna panika i szybka decyzja o zakończeniu prac na dzisiaj. Lepiej nie prowokować losu:)

pomału, systematycznie do przodu

rafał   
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz