Wczoraj w połowie lakierowania poczyniłem uwagę do Jarusia, że nie będzie to dzień naszej chwały.
Jak się nie ma pojęcia o lakierowaniu to nie bierze się pistoletu do ręki. Farba powinna mieć odpowiednią konsystencje, za gęsta nie leci z pistoletu, za rzadka robi kleksy a jak na dodatek zatka się odpowietrzenie to nie pomaga nawet rozcieńczanie do granic absurdu. Jaruś po dłuższej przerwie, żeby rozładować napiętą atmosferę powiedział, że mam rację:) Już nawet zrobiło mi się trochę raźniej, ale szybko dodał - masz rację, to nie będzie dzień naszej chwały. Reasumując po wyjściu ze szkutni wykonałem kilka telefonów i odwołałem zapowiedzianą wyprowadzkę Wojownika na szerokie wody. Dzisiaj na spokojnie nabyłem kolejne puszki farby, metodycznie, na mokro zmatowaliśmy wszystko co popłynęło i jeszcze raz, tym razem ostatni podjęliśmy nierówną walkę o wygląd Wojownika.
Efekt mieści się w standardzie, który obydwoje zaakceptowaliśmy - "Stan taki, żeby drzazgi w d... nie wchodziły". Coś lekko pociekło, ale mamy już doświadczenie w usuwaniu takich podpisów:)
Przed lakierowaniem wyznaczyliśmy, po konsultacjach z Piotrem, linię teoretyczną zanurzenia. Jak będzie zobaczymy na wodzie za tydzień, ale teraz bardzo podobało na się samo wytyczanie przy użyciu "technologii"
Dopiero dzisiaj zobaczyłem, że przybył nam jeden konkurent na liście i to kolega, który był u nas gościem któregoś zimowego wieczoru. Gratulacje dla Brzezinianina i Tak Trzymaj.
Jutro D-Day, dla nas równie ważny dzień jak dla gen. Eisenhowera z tym, że my wylądujemy z Wojownikiem na przyczepie a najbliższą plaże osiągniemy dopiero za tydzień:)
wszystkie ręce na pokład, zbiórka na dziobie o 15,00, adres wszyscy znają:)
rafał&jaruś
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz